środa, 14 maja 2014

Witam! :)

Trzeba przyznać, że dawno się nie odzywałam. Ale jakoś to tak zleciało. Nawet nie wiem kiedy. Ostatnio pisałam, że jestem 4 mies. po przeszczepie, a już za 16 dni będzie pół roku!!!
Dziś kończę 20 lat. Też zleciało. Zawsze osoby 20+ to była jakaś inna kategoria. Byli doroślejsi, poważniejsi, nieosiągalnie, inni. Mówiąc niezbyt ładnie: gówno prawda.  Gówniarz jak gówniarz :D

Ostatnio pisałam wam jak mi było na oddziale przeszczepowym. Teraz więc czas na ostatnią część mojej dotychczasowej historii.
Kiedy wróciłam do domu miałam długą listę tabletek (około 20 dziennie) i jeszcze dłuższą listę tego czego mi nie wolno. Szybko się przyzwyczaiłam. Długo jednak nie pobyłam w domu i znów trafiłam do szpitala. Gorączka. Niby osłuchowo wszystko było ok, badania też bez odchyleń, a temperatura była. Spędziłam przez to jakiś tydzień na Pasteura. Ale nie żałuję. Poznałam wspaniałą osobę. Moja współlokatorka okazała się cudowna. Każda sytuacja zdaje się mieć swoje dobre strony. Gorączka przeszła i wróciłam znów do domu. Nie wiem ile miałam spokoju zaczęły się wymioty. Nic prawie nie jadłam. Okazało się, że dla mnie to za dużo leków - żołądek nie dawał rady. I tak zostałam z trzema lekami. I jakoś funkcjonuję i jest dobrze. I dobrze :D Czasem poboli mnie teraz brzuch, czasem mam jakiś katar, gorączkę. Miałam też zapalenie spojówek. Ale nic dziwnego - mój organizm średnio teraz potrafi się bronić. Brzmi to wszystko dość ponuro. Ale pamiętajcie, że to wszystko to cena życia i w dodatku rozłożyło się na wiele miesięcy.
Ogólnie moje życie nie wygląda teraz tak źle.Coraz więcej wolno mi jeść, przy małym ruchu mogę wyjść do niedużego sklepu (oczywiście w masce na twarzy), czasem widzę się z najbliższymi. Jak jest ładna pogoda wyskakujemy z rodzicami na jakiś spacer przewietrzyć mnie :D Generalnie całe dnie spędzam w swoim pokoju czytając albo oglądając coś na komputerze. Na święta nawet znalazłam siły żeby pomagać w porządkach. A trzeba powiedzieć, że moje zdolności fizyczne są zaskakujące. Początkowo odpoczywałam po wszystkim - nawet po odpoczywaniu. A teraz jest coraz lepiej. Jeszcze trochę i wrócę do siebie. Lekarze powoli odstawiają mi leki, które nie pomagają w regeneracji, więc za jakieś parę miesięcy będę jak kiedyś. 
Tak czy inaczej nie narzekam. Bywa lepiej i gorzej, ale mija dzień za dniem i zbliżam się do normalności. Być może uda się, że od października będę studiować. Wszystko na szczęście wraca do normy. 

Więcej już wam dziś nie truję. 
Dziękuję za wiadomości, które dostaję i te nieliczne komentarze. Bardzo często mi piszecie, że uświadomiliście sobie, że tak naprawdę nie macie problemów i sami je sobie wymyślacie. Po części to prawda, że ludzie sami sobie tworzą problemy. Ale nie dajcie sobie też wmówić, że skoro ktoś ma gorzej to was nie ma prawa nic boleć. Wasze problemy, zmartwienia i inne takie są ważne. I powinny być też dla waszych bliskich. Oczywiście nie mówię tu o problemach typu: "bo mama mi nie chce kupić..." czy też "nie mam co na siebie założyć (a szafa pęka w szwach)". Nie ma miary problemów, ale ich wielkość zależy od nas i od tego czy stawimy im czoła. Nie jestem być może kimś kto ma prawo gadać takie rzeczy, ale czytam tak często o tym, że postanowiłam napisać co myślę. 

Piszcie do mnie dalej, komentujcie, pytajcie: ritchelliel@o2.pl 
Mój Twitter: KasiaMartewicz

Całuję gorąco! 

1 komentarz:

  1. Jak miło zobaczyć, że u Ciebie wszystko ok! Oby tak dalej wychodź na prostą i dalej dawaj mi i innym nadzieję, że wszystko będzie dobrze!
    Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę!

    OdpowiedzUsuń